sobota, 8 stycznia 2011

post no 1/2011


 Miało być podsumowanie roku, a nie będzie. Nie dlatego, że nie słuchałem muzyki i nie układałem już w głowie sobie listy, ale dlatego, że przydarzył mi się mały kryzys twórczy.Na czym on polega?- można by zapytać. Coraz bardziej chyba cierpię na zalew muzyki. Szczerze, zrozumiałem to wczoraj gdy rozmawiałem o tym podczas spożywania rumu ze znajomymi. Słucham za dużo i zbyt wielu gatunków muzyki. Ale cienias sobie pewnie pomyślicie..hmm. w pewnym sensie tak i nie w sumie. Każdego roku wydaje się tyle nowych albumów, że nikt chyba już tego dokładnie nie policzy. Co za tym idzie szukanie nowych inspiracji i niszy które spowodowały by chociaż mały dreszczyk emocji podczas słuchania niestety, ale staje się coraz trudniejsze dla przeciętnych słuchaczy, którzy dzielą swój czas na miuzykę i everyday life. Internet stał się zbawieniem i przekleństwem jednocześnie. Brak selekcji i ocean muzyki dostępny na blogach trochę mnie przeraża, bo przyznam się bez bicia, że w pewnym momencie nie nadążałem czytać opisów wykonawców, których właśnie ,,odkryłem", tylko klik i muzyka gra! Zatęskniłem ostatnio za magią chwil, gdy otwierasz winyl i wyciągasz płytę z folii, gdy nastawiasz igłę, oglądasz okładkę i kładziesz na wyro ukojony dźwiękami..chyba zacznę cenić te chwilę i nie postanawiam nie ściągać miliona płyt tygodniowo...czasem ilość mija się z jakością...a czasem nie warto zaśmiecać sobie głowy wciąż zmieniającą i hype'owaną sceną muzyczno- blogową.
Trzymajcie więc kciuki, bo mocne postanowienie poprawy..ups selekcji w mojej głowie właśnie się zaczyna.
 AA!!byłbym zapomniał wszystkiego najlepszego w nowym roku wszystkim życzę!!!Więcej basu!!!